Bigosowanie pana prezydenta
Bronisław Komorowski opowiadał rzeczy, które Amerykanów wprawiały w osłupienie. I nie chodzi tylko o słynną już metaforę polowania – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Niedawno pojawiła się pogłoska, że prezydent USA Barack Obama może przyjechać do Polski. Profesor Roman Kuźniar, doradca Bronisława Komorowskiego ds. międzynarodowych, powiedział, że zaproszenie wystosował prezydent podczas swojej grudniowej wizyty w Waszyngtonie. – Prezydent Obama bardzo się tym zainteresował, idea mu się spodobała, natomiast to, czy wizyta dojdzie do skutku, trudno powiedzieć – mówił enigmatycznie.
Może warto więc wrócić do owej osławionej wizyty polskiego prezydenta w Stanach Zjednoczonych i napisać to, o czym coraz więcej ekspertów i dyplomatów mówi w kuluarowych rozmowach. Dlaczego? Bo wedle dopływających zza oceanu (oficjalnych i nieoficjalnych) informacji nie stała się ona – delikatnie rzecz ujmując – wielkim sukcesem głowy polskiego państwa.
Brak czasu i zapału
Kilka dni przed wyjazdem Kuźniar mówił w Radiu RMF: „Z Obamą nie wiążę nadmiernie wielkich oczekiwań. (...) Będziemy trochę ich, nie tyle prosić, powiem tak szczerze: będziemy ich trochę obśmiewać, będziemy trochę z nich szydzić, jeżeli chodzi o ten anachroniczny reżim wizowy”. I trudno nie odnieść wrażenia, że do tego ta wyprawa w istocie się ograniczyła.
By oddać Bronisławowi Komorowskiemu sprawiedliwość, trzeba szczerze przyznać, że na przygotowanie się do niej miał mało czasu. Do Waszyngtonu został zaproszony w trybie nadzwyczajnym – zaproszenie przekazano podczas...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta