Nie dajmy się rusofobii
Czy obecny stosunek polskich władz do przedstawicieli Rosji nie zawiera zbyt dużej dozy niepotrzebnych ustępstw? – zastanawia się publicystka
Przed polskim budynkiem państwowym, siedzibą Biura Bezpieczeństwa Narodowego, zatrzymuje się czarna limuzyna. Panowie w galowych mundurach uchylają drzwiczki przed ważnym gościem. Zaraz wkroczy on do ważnego polskiego urzędu. W tym momencie zapewne przewracają się w grobach ludzie, których pozbawiono życia także dlatego, że zbyt gorliwie dociekali prawd związanych z jego działalnością: Anna Politkowska, Siergiej Juszenkow, Jurij Szcziekoczichin czy Aleksander Litwinienko. Gościem polskiego prezydenta jest bowiem człowiek, którego oni wprost oskarżali o planowanie i przeprowadzenie aktów terrorystycznych we wrześniu 1999 roku: Nikołaj Patruszew, od 2008 roku sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa.
Przeciętnemu obywatelowi trudno się połapać w meandrach polskiej polityki wobec Moskwy
Polityczna poprawność nie pozwala o tym mówić. Ojczyste interesy polityczne – tym bardziej. Dziennikarz powinien rozumieć interesy swego kraju. Równocześnie jednak powinien szukać prawdy i informować o niej. Co ma zrobić, jeśli prawda interesom kraju przeczy? Najwygodniej udawać, że się o prawdzie nie ma pojęcia i dlatego 1 lutego w prasie centralnej o gościu przeczytaliśmy tylko lakoniczną informację: „Nikołaj Patruszew to jedna z najpoważniejszych postaci w Rosji. Od dawna przyjaźni się z Władimirem Putinem, którego zna od lat, gdy razem pracowali w leningradzkim KGB”.
...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta