Czerwona kartka od Belgów
Belgia pobiła właśnie światowy rekord kraju bez rządu. Zniecierpliwieni obywatele wyszli na ulice
Rewolucja frytek – tak nazwali swoją inicjatywę studenci, którzy zorganizowali wczoraj marsze i festyny w kilku miastach Belgii: Brukseli, Antwerpii, Gandawie, Liege i Louvain-la-Neuve. Jak wyjaśnia Alexandre Hublet, działacz studencki z brukselskiego uniwersytetu ULB, „Tunezyjczycy mieli swoją rewolucję jaśminową, my mamy frytkową”. Zaraz oczywiście zastrzega, że w Belgii nie ma dyktatury. Ale frytki, które podobno zostały tutaj wymyślone, a na pewno najlepiej smakują, są kwintesencją belgijskości. I dlatego stały się symbolem ruchu, który apeluje o zachowanie jedności kraju.
– Frytki są symbolem całej Belgii. Nie rozróżniamy czy Flandrii, czy Walonii. Frytki są po prostu belgijskie. To symbol jedności państwa. Dlatego nasz zryw przeciwko sytuacji w kraju nazwaliśmy rewolucją frytkową – mówi Maria, jedna ze studentek...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta