Rewolucja emerytalna
Wprowadzając powszechne emerytury, państwo wzięło na siebie troskę o ludzi, którzy już nie mogą pracować. Teraz zaś mówi nam, że mamy sobie radzić sami – zauważa publicysta
Kiedy rząd Jerzego Buzka wprowadzał swoje sławne cztery reformy, jako redaktor miesięcznika „Więź" zamówiłem teksty omawiające te zamierzenia. Autor tekstu o emeryturach zadał najbardziej oczywiste pytanie: ile będą one wynosić? Eksperci, w tym współautorzy nowego systemu, zachowywali się niczym akwizytorzy firm udzielających pożyczek na lichwiarski procent zapytani o wysokość oprocentowania: to bardzo skomplikowane, zależy od zbyt wielu zmiennych itp., itd. Krótko mówiąc – nie wiadomo.
Trudno było w to uwierzyć nie tylko dlatego, że podejmowanie takiej operacji bez przeprowadzenia symulacji byłoby nieodpowiedzialnością, która mogłaby się rychło zemścić. Tą rzekomo niedostępną wiedzą dzielili się zresztą niektórzy zwykli akwizytorzy OFE. Milczeli natomiast eksperci, politycy wszystkich partii i większość mediów.
Emeryci pod palmami?
Dużo lepiej widoczne były reklamy funduszy emerytalnych, gwoli sprawiedliwości trzeba dodać: niektórych. W filmikach radośni emeryci opalali się pod palmami i szusowali na nartach. Nie waham się nazwać tych reklam nikczemnymi. Odwoływały się do stereotypu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
