Mario znów z Bawarią
Dla kibiców Borussii ogłoszone w ubiegłym tygodniu odejście Mario Goetzego do Bayernu to zdrada. Dla niego powrót do domu.
Nie pamięta, żeby Niemcy były kiedykolwiek podzielone. Urodził się niespełna dwa lata po zjednoczeniu. Nie ma też raczej prawa pamiętać, że Niemiec to kiedyś w futbolu znaczyło: zwycięzca. Miał ledwie cztery lata, gdy reprezentacja ostatni raz wygrywała ważny turniej – mistrzostwo Europy w 1996 roku, a Matthias Sammer jako ostatni do dziś Niemiec zdobywał Złotą Piłkę.
Potem nastała w reprezentacji wielka smuta i lamenty, że niemiecki futbol stacza się w przeciętność. Gdyby ktoś wtedy przewidział kadrę grającą z brazylijskim rozmachem, mającą kibiców na całym świecie, kadrę Niemców polskiego pochodzenia, Niemców czarnoskórych, Niemców muzułmanów, uznano by go za niespełna rozumu. A co dopiero, gdyby dodał, że niemieckim systemem szkolenia i pomysłem na ligowy futbol wszyscy się będą zachwycać, a najzdolniejszego z młodego pokolenia nazywać zupełnie serio niemieckim Messim. Albo Goetzinho.
Ten niemiecki Messi, Mario...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta