Wcale się nie bała
Paula Kania przegrała na korcie centralnym z Na Li 5:7, 2:6, ale wstydzić się nie powinna.
Krzysztof Rawa z Londynu
Pierwsze w życiu wejście na najważniejszy kort Wimbledonu Polka miała naprawdę dobre. Żadnego strachu w oczach debiutantki, żadnego spuszczania głowy. Wręcz przeciwnie – lekki uśmiech i niewymuszona swoboda w krótkiej dyskusji z panią sędzią. Potem mecz, w którym wygrała znacznie więcej, niż przepowiadano.
Dwie piłki zaraz przegrała, następne cztery wygrała – szybko okazało się, że gra z Na Li to wcale nie były chińskie tortury. Przełamanie serwisu Chinki w pierwszym gemie przyjął cichy szmer zdziwienia. Cichy także dlatego, że pora była obiadowa i po emocjach meczu Murray – Goffin publiczność wyszła się wzmocnić. Nie zobaczyła, że po sześciu minutach było 2:0 dla panny Pauli, po dwunastu 3:1.
Słońce jeszcze chwilę świeciło dla dzielnej tenisistki z Sosnowca. Przy stanie 3:2 i 40-30 Na Li posłała mocno piłkę w forhendowy róg kortu Kani, sędzia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta