Blaski i cienie deflacji
Od siedmiu miesięcy mamy do czynienia ze spadkiem wskaźnika cen. Prawie wszyscy się z tego cieszą, ale chyba nie wszyscy jednakowo. To dla nas nowe zjawisko, trzeba więc uważać, by nie popełnić błędu przy lokowaniu pieniędzy.
roman Przasnyski
Do tego, że inflacja jest coraz niższa, a więc ceny towarów i usług konsumpcyjnych rosną coraz wolniej, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Z taką tendencją mamy do czynienia od prawie czterech lat.
Mało kto już pamięta, że w maju 2011 r. inflacja sięgała 5 proc. Niemal równe dwa lata zajęło jej zejście do poziomu zaledwie 0,2 proc. Gdy w lipcu 2014 r. wskaźnik cen znalazł się 0,2 proc. pod kreską, wielu ekonomistów przekonywało, że to stan przejściowy i trudno mówić o deflacji. Deflacja z definicji oznacza bowiem długotrwałą tendencję spadku cen. Obecnie tylko nieliczni nie dają za wygraną i wciąż twierdzą, że to jeszcze nie deflacja, choć wskaźnik cen zniżkuje już siódmy miesiąc i to coraz mocniej. A końca tej tendencji na razie nie widać.
Więcej kupisz lub odłożysz
W czasie, gdy eksperci spierają się o definicję, konsumenci, czyli wszyscy, nie wyłączając wspomnianych ekspertów, zacierają ręce. Cieszą się, że w styczniu średnio za statystyczny koszyk dóbr konsumpcyjnych płacili o 1,3 proc. mniej niż przed rokiem.
Trzeba jednak pamiętać, że wśród konsumentów można wyodrębnić trzy grupy: tych, którym pieniędzy starcza do pierwszego; tych, którzy mają oszczędności, oraz zadłużonych. Spośród nich kłopotów z deflacją nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta