Z partią nie bierze się ślubu
W politycznych transferach ważne są styl i motywacja
Obecne zamieszanie wokół Jacka Saryusz-Wolskiego stawia na porządku dziennym pytanie o to, czy politycy mogą zmieniać partie. Czy jest to normalne, moralne i demokratyczne? Czy takie rzeczy zdarzają się w świecie i jak powinniśmy się do nich ustosunkowywać? Czy odpowiednią naszą reakcją winno być oburzenie czy raczej wybaczenie?
Polityczne „zdrady"
Zacznijmy od banału – przejścia polityków z partii do partii zdarzają się wszędzie i znane były od zawsze. Najczęściej przywoływanym w tym kontekście przykładem jest Winston Churchill, który najpierw był politykiem konserwatywnym, potem związał się z liberałami, by po pewnym czasie powrócić do torysów i objąć tekę premiera Wielkiej Brytanii.
Również w Polsce proceder opuszczania swojej formacji na rzecz innej, „zdradzania" swych dotychczasowych kolegów i patronów nie jest niczym niezwyczajnym. Najlepiej przywołać tu nazwiska... Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Ten pierwszy musi się pewnie uśmiechać pod nosem, słysząc gromy ciskane na Saryusz-Wolskiego, bo pamięta, jak po tym, gdy przegrał wybory na przewodniczącego w Unii Wolności, odszedł ze swoimi ludźmi i założył Platformę. Kilka miesięcy później jego nowa formacja weszła do Sejmu, a macierzyste ugrupowanie wypadło z parlamentu.
Prawie to samo zafundował swoim kolegom...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta