Mazury zamiast Lwowa
Janusz Majewski, reżyser i pisarz opowiada jak znalazł swoją drugą ojczyznę.
Rz: Jak to się stało, że pan, urodzony we Lwowie, i pańska żona, Zofia Nasierowska, warszawianka, wybraliście na swoje siedlisko Mazury?
Janusz Majewski: Nie byliśmy w tym bardzo oryginalni, bo Mazury stały się dużo wcześniej dla wielu ulubionym miejscem odpoczynku. Jeździliśmy do znajomych w różne miejsca, np. do Krzyży – tam skupiała się już w latach 50. młodzież studencka. Zawarliśmy wtedy wiele znajomości, które przetrwały całe życie. Stworzyło się tam środowisko, do którego w pewnym sensie zaczęliśmy przynależeć. Po ukończeniu łódzkiej Filmówki zrobiłem jedno przedstawienie w warszawskim teatrze STS – właśnie dzięki temu, że wcześniej poznaliśmy się z Agnieszką Osiecką i Andrzejem Jareckim na Mazurach. Od 1960 roku mieszkałem z żoną w Warszawie – tu spędziliśmy 30 lat. Zbliżała się już emerytura, były lata przełomu, wiele się działo. Zaczęła się era trudności finansowych, jeśli chodzi o produkcje filmowe, a ja zacząłem być w wieku, który domagał się odpoczynku. Do tego moja żona, fotografik, zaczęła chorować na oczy i okulista doradził jej rozstanie z pracą.
I przeniesienie na wieś?
Wszystko się samo ułożyło. Dziesięć lat wcześniej odwiedzaliśmy na Mazurach naszego przyjaciela Jurka Hoffmana w jego posiadłości i wtedy zobaczyliśmy krainę inną, niż znaliśmy. Okolice Krzyży to lasy i jeziora, nie ma dalekiej perspektywy horyzontu –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta