Hiszpańska demokracja kończy po 44 latach z kultem Franco
Rodzina Francisco Franco robiła wszystko, aby nie doszło do wyprowadzenia prochów dyktatora z wykutej niewolniczą pracą republikańskich jeńców gigantycznej bazyliki w Dolinie Poległych 50 km od Madrytu. Ale przegrali z socjalistycznym premierem Pedro Sánchezem.
W czwartek miliony Hiszpanów zobaczyło w telewizji, jak ośmiu potomków generalissimusa wynosi jego trumnę. Państwo nie zgodziło się, aby była przykryta flagą królestwa sprzed przywrócenia demokracji, gdzie Orzeł św. Jana symbolizował zwycięstwo nad republikanami. Ponieważ rodzina nie chciała też dzisiejszych symboli państwa, stanęło na godle rodziny Franco. Prochy trafiły do znacznie skromniejszego grobu na madryckim cmentarzu El Pardo, gdzie już spoczywała żona generała. Dla Sáncheza przeniesienie prochów zwieńcza rozliczenie z frankizmem. Wciąż jednak nie wiadomo, gdzie leży większość ofiar dyktatury, konfiskata ich majątków nie została zrekompensowana, a cała prawda o zbrodniach reżimu nie jest nauczana w szkołach. —j.bie.