Rzeszowski kod znał tylko jeden kandydat
Przykład prezydenta Tadeusza Ferenca pokazuje, że mieszkańcy Rzeszowa skrupulatnie oddzielają wielką politykę od polityki miejskiej. Ta ostatnia może będzie górą w tych wyborach.
Kiedy na murze domu zakonnego sióstr Serafitek na rzeszowskim Zalesiu pojawiły się plakaty Marcina Warchoła, kandydata Solidarnej Polski, był to znak, że nadchodzi czas wyboru następcy Tadeusza Ferenca.
Plakaty zniknęły w nocy. A w mieście po zmroku rozpoczęły się manewry zwolenników poszczególnych kandydatów, usuwających wizerunki konkurentów. W okolicach świąt Wielkiejnocy nikt nawet nie przypuszczał, że ta typowa samorządowa, leniwa kampania przerodzi się w wielkie ogólnopolskie widowisko, z ogromnym zainteresowaniem mediów, licznymi debatami w stacjach tv. A w majówkę będzie można spotkać spacerujących po mieście najważniejszych polityków rządu i opozycji.
Finisz kampanii przypadł na długi weekend związany z Bożym Ciałem. Do Rzeszowa znowu zaczęli ściągać czołowi politycy, z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Prezes PiS przed rzeszowską filharmonią, zachwalając zalety swojej kandydatki Ewy Leniart, obecnej wojewody podkarpackiej, określił start jej kontrkandydata na prawicy Marcina Warchoła jako „partykularne przedsięwzięcie jednej niewielkiej partii".
W stolicy Podkarpacia, bastionie prawicy, prawicowi kandydaci przegrywają z politycznie nijakim, choć popieranym przez opozycję Konradem Fijołkiem. Radny, od dekad zaangażowany w sprawy miasta, całkiem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta