Ucieczka w pisanie
Jarosław Abramow-Newerly wspomina swojego ojca
Trudno pisać bez pasji. Z lenia w młodości stałem się pracoholikiem na starość i najlepiej się czuję, gdy nigdzie nie wychodzę z domu i mogę sobie spokojnie pisać. Wtedy jest szczęście Frania. Mój pies Franek mi asystuje pod stołem. Co parę godzin trąca mnie nosem i pohukuje. Wtedy krzyczę: – Franula! Nie bądź Dracula! Daj mi skończyć zdanie, człowieku – ale on biegnie do drzwi, wskazując mi kierunek, gdzie mam iść. – Okay! Już idę, idę. Pies ci mordę lizał. Zamordujesz mnie! Życia z tobą nie mam! – psioczę na niego, wstając od stołu. Wtedy Wandzia go broni: – Czego na niego krzyczysz?! Gdyby nie Franek, to byś się nie ruszył. Nie rozumiesz, że to dla twojego zdrowia? Zamiast dziękować Frankowi, że wyprowadza cię na pole, to się na niego drzesz jak sowa!
– A ja wolę przy stole! – odszczekuję się. Słowem, zapamiętuję się w pracy i to jest moja terapia. Dziś w pełni rozumiem ojca, który pisząc „Wzgórze błękitnego snu” uciekł aż na Syberię. Pamiętam jak po lekkim wylewie spytał swego neurologa Stanisława Edelwajna: – Panie profesorze! Proszę mi szczerze powiedzieć. Czy ja mogę jeszcze pisać?! – To jest nawet wskazane – zaśmiał się profesor. Po tej odpowiedzi tata, idąc z rana do gabinetu, mówił: – Siadam do maszyny, synu. Trudno. Profesor przepisał mi co najmniej jedną stroniczkę dziennie. Muszę się ściśle trzymać jego recepty... Dlatego, gdy przyszła na jesieni 1980 roku delegacja kolegów, z moimi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta