Real wygrał na Camp Nou
Piłkarze Barcelony czekają na pokonanie Realu Madryt na własnym stadionie już od trzech lat. Poczekają dłużej, bo w niedzielę sparaliżowała ich stawka meczu
Hiszpańska prasa pisała, że ten mecz to najlepszy prezent pod choinkę, jaki wszystkim kibicom mógł dać futbol, ale rola Świętych Mikołajów przerosła piłkarzy trenera Franka Rijkaarda.
Po boisku w Barcelonie biegało 600 milionów euro, w obu drużynach od gwiazd aż się roiło, a żeby przewaga Realu – przynajmniej na papierze – nie była zbyt duża, trener gospodarzy pozwolił zagrać od pierwszej minuty Ronaldinho. Brazylijczyk wypadł słabo, przewracał się przy każdym ostrzejszym starciu z rywalem, a potem domagał się odgwizdania faulu. Nieskutecznie.
Na powtórkę ostatniego meczu między tymi rywalami na Camp Nou (3:3) ochotę mieli chyba tylko kibice. Obie drużyny zagrały niby-ofensywnie, ale defensywa i jednych, i drugich składała się głównie ze stoperów. Taktyka Barcelony, opierająca się od początku sezonu na tym, by jak najszybciej podać piłkę do Leo Messiego, pod nieobecność kontuzjowanego Argentyńczyka legła w gruzach.
Jedynego gola meczu strzelił w pierwszej połowie Julio Baptista. W drugiej części piłkarze z Madrytu seryjnie marnowali okazje do podwyższenia rezultatu, a gospodarze z polotem zaczęli grać dopiero w ostatnim kwadransie, gdy na boisku pojawiła się młodzież – Giovani Dos Santos i Bojan Krkić.
Kibice, którzy liczyli na to, że po raz kolejny sprawdzi się porzekadło o „niewykorzystanych sytuacjach, które lubią się mścić” i Barcelona w końcu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta