Wolność komputerów
Czy programy pisane przez hobbystów mogą być równie dobre jak te tworzone przez wielkie koncerny? Ile rzeczywiście płacą za oprogramowanie zwykli użytkownicy i firmy? I czy w ogóle muszą za nie płacić?
Te pytania od dziesięciu lat zadają zwolennicy tzw. otwartego oprogramowania. Ale ostatnio, głównie za sprawą dostępności Internetu i rosnącej popularności systemu operacyjnego Linux, wybuchła prawdziwa moda na „otwartość”. Na dostępne bezpłatnie programy przesiadają się zarówno duże firmy oraz państwowe urzędy, jak i użytkownicy domowi. A cierpią na tym największe firmy produkujące oprogramowanie do komputerów.
„Linux to rak” – grzmiał jeszcze niedawno Steve Ballmer z Microsoftu. – Musimy nauczyć ludzi, co to znaczy chronić własność intelektualną i należycie za nią płacić”. Choć dziś Microsoft już się oswoił z darmową konkurencją, irytacja przedstawicieli największego producenta oprogramowania wcale nie jest mniejsza. Bo to właśnie Microsoft jest najbardziej poszkodowany. To przeciw tej firmie, a właściwie przeciw niedoskonałościom jej produktów skierowana jest złość użytkowników. Złość, której koszty liczy się w milionach dolarów.
Porzucony Microsoft
Największą operację przesiadki z programów Microsoftu na bezpłatne i otwarte oprogramowanie przeprowadza właśnie francuska żandarmeria. Na 70 tys. komputerów dziś zainstalowany jest doskonale wszystkim znany Microsoft Windows XP. Ale za cztery lata na wszystkich będzie już wersja systemu operacyjnego Linux. Żandarmi już wymienili aplikacje biurowe (Office powędrował do kosza) i do obsługi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta