I nagle zgasło światło
Robert Sycz, dwukrotny mistrz olimpijski w wioślarskich dwójkach o przegranej walce o Pekin, latach świetności i niepewnym jutrze, utraconym porozumieniu z partnerem z osady Tomaszem Kucharskim, oraz o obojętności sponsorów
Rz: Jak wyglądało przebudzenie po klęsce?
Robert Sycz: Obudziła mnie moja mała, 17-miesięczna córeczka. Burza w mózgu szalała tak samo jak po przegranych repasażach w Poznaniu. Nic się nie zmieniło. Nigdy w życiu porażka tak mnie nie bolała. I wciąż boli.
Zdobył pan dwa złote medale olimpijskie, dwa tytuły mistrza świata, trzy srebrne medale mistrzostw świata i jeden brązowy. Z takim dorobkiem można chyba czuć się człowiekiem spełnionym?
Ale czuję się przegrany i nic na to nie poradzę. Ta klęska przeważa w moim osobistym rozrachunku nad sukcesami.
Panów poprzedni trener Jerzy Broniec mówił po igrzyskach w Sydney, że posiedliście rzadką sztukę zwyciężania samych siebie. Czyżby się mylił?
Trener mówił to w starych, dobrych czasach. Wtedy jeszcze tworzyliśmy rozumiejący się zespół.
Po zdobyciu drugiego złotego medalu na igrzyskach w Atenach Broniec odszedł. Dlaczego?
Odszedł i wrócił, by ostatecznie zrezygnować w lutym ubiegłego roku. To było w Zakopanem. Był zmęczony, miał już dość. To nie był łatwy okres dla każdego z nas. Tomek jest zamknięty w sobie, trener tylko czasami okazywał emocje. Gotowało się w nas i tłumiliśmy to. Narastała atmosfera niedomówień, coraz więcej było złej krwi. W naszym krwiobiegu od dawna była jakaś zadra, która co pewien czas...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta