Polityczne gry wokół stadionu Legii
O przeznaczeniu prawie pół miliarda złotych na rozbudowę stadionu Legii przesądziła polityczna kalkulacja a nie rzeczywiste przekonanie o słuszności inwestycji
Dlaczego stołeczni samorządowcy – zanim dali pieniądze na rozbudowę stadionu Legii – rozegrali swoisty mecz z kopaniem się po kostkach i obrzucaniem błotem? Jakie były kulisy przyznania największej dotacji dla klubu sportowego?
Przypomnijmy układ sił. Za 460 mln zł na stadion głosowały PO i SLD. Przeciwne było PiS i jedna radna PO. Zbuntowała się SDPL. Dla kogo ta gra zakończy się zwycięstwem, a kto może politycznie stracić?
PO: wszystko ustalone
Polityczna decyzja w Platformie zapadła jeszcze przed wakacjami, gdy okazało się, że trzeba unieważnić przetarg na II linię metra, bo oferty są za drogie.
– Nie będzie metra, to będzie stadion – mówiło się wtedy w kuluarach ratusza. Choć stadion także miał być droższy.
W lipcu urzędnicy mieli już świadomość, że zapisane w budżecie 360 mln zł na Legię nie wystarczy. Będzie potrzeba ponad 100 mln zł więcej, by wybrać najtańszą ofertę w przetargu. Na wyjazdowym nieoficjalnym spotkaniu w Jachrance radni PO usłyszeli: „Stadion musimy zbudować! Mimo ceny”.
– Argument padł wtedy głównie polityczny: trzeba budować, bo będzie to może jedyna inwestycja, którą będziemy mogli pochwalić się przed wyborami samorządowymi za dwa lata – zdradza nam jeden z radnych PO. Inny wylicza: – Drugiej linii metra do 2010 r. nie zbudujemy. Mosty niepewne. Muzea to domena PiS. Nasz może być tylko stadion!
Nieprzypadkowy jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta