Chcę być superbohaterem
Z Paulem Giamattim rozmawia Barbara Hollender
Rz: Co pan lubi w kinie?
Szczerze? Promocję, której nie znosi większość moich kolegów. Czy może być coś przyjemniejszego niż festiwale? Człowiek siedzi na plaży albo w dobrym hotelu i udziela wywiadów, a agenci przynoszą mu kawę. Lubię też katering na planie. Bufety teatralne to mizeria w porównaniu z firmami wynajmowanymi przez produkcje filmowe. Delicje, na dodatek gratis!
Jak to się stało, że syn profesora literatury z Yale, rektora tej uczelni, sam po studiach literackich został aktorem?
Pani oczekuje, że z takim intelektualnym zapleczem opowiem coś o Fellinim, Viscontim albo Bergmanie wadzącym się z Bogiem? Nic z tego! Zakochałem się w kinie, gdy zobaczyłem „Planetę małp”, duże wrażenie zrobiła też na mnie „Mumia”. I uwielbiałem horrory. Podświadomie ciągnęło mnie od wczesnych lat do takiego kina. Rozumiem zresztą, że pod tym pytaniem kryje się następne: czy rodzice byli zmartwieni moim wyborem? Nie byli. Lubiłem studiować, uczyć się, więc pewnie myśleli, że pójdę śladem ojca. Ale proszę pamiętać, że moja matka, zanim została panią Giamatti, była aktorką, więc pewnie coś odziedziczyłem po niej w genach. Mój starszy brat też jest aktorem, całe lata grał w serialu „Judging Amy”. Rodzice nie wyznaczali nam drogi życiowej, chyba po prostu chcieli, żebyśmy byli szczęśliwi. A ja byłem – robiąc to, co robiłem. Nawet wtedy, kiedy szło jak po grudzie....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta