Pokornym nie trzeba knebla
Budząca kontrowersje nie tylko na Węgrzech ustawa medialna zostanie zapewne złagodzona. Ale od tego tamtejsze media nie staną się silniejsze i bardziej niezależne
– Dlaczego nikt mi nie wierzy, że mogę podejmować decyzje niezależnie od partii? – pyta retorycznie Annamária Szalai, w pewnym sensie najpotężniejszy dziś człowiek rynku medialnego na Węgrzech. Energiczna 50-latka, szefowa Rady ds. Mediów, powołana na dziewięć lat przez większość Fideszu w parlamencie, przyjmuje mnie w swoim eleganckim gabinecie na budapeszteńskich wzgórzach zamkowych.
Jest przekonana, że nowa ustawa w niczym nie zagraża wolności mediów. Ale tydzień temu, by protestować przeciw niej, przed budapeszteńskim parlamentem zebrało się – umówionych przez Facebook – 10 tysięcy ludzi. O ustawie można dziś przeczytać w mediach całego świata. Ale niemal nikt w nich nie pisze o dużo bardziej poważnych problemach węgierskich gazet i telewizji.
Szalai od lat jest działaczką rządzącej partii. Wszyscy pozostali członkowie rady byli też nominowani przez Fidesz. Na Węgrzech mówi się o niej „caryca mediów”. Pytam ją, jak się czuje z tak potężną władzą. – Nie wiem, co to jest ta wielka władza. Jesteśmy poddani parlamentowi, w przeciwieństwie do wielu innych krajów, gdzie takie komisje są rządowe. To nie jest nasza wina, ze ludzie tak wybrali parlament, że jedna partia w nim dominuje. W poprzedniej kadencji też byłam członkiem Rady Mediów z ramienia Fideszu i to nie był problem, a teraz jest? Nie wykonuję niczyich poleceń. Wybrano mnie na dziewięć lat po to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta