Era biografii
Jeśli autentycznemu bohaterowi reżyser przyda do towarzystwa zmyśloną postać, film może stanowić ciekawą i zręczną grę z dokumentalną prawdą
W ostatnich latach sypnęły się filmy biograficzne. Widz polski może sobie tej tendencji jeszcze nie uświadamiać – powodem jest wstrzemięźliwość naszych dystrybutorów, opornych w sprowadzaniu filmów tego rodzaju, nawet najlepszych, bo traktowanych jako „niechodliwe”.
Jest wielka różnica w podejściu do filmowych biografii między polskimi dystrybutorami a producentami i reżyserami. Ci ostatni, jak ich zagraniczni koledzy, chętnie biorą się za biografie i łatwo znajdują środki na produkcję. Niedawnymi dowodami są „Popiełuszko” Rafała Wieczyńskiego i „Generał Nil” Ryszarda Bugajskiego. Oba filmy należą do dzieł o najwyższej frekwencji. Również wprowadzony na nasze ekrany „Obywatel Milk” Gusa van Santa świadczy, że biografie zagranicznej produkcji mogą odnosić sukcesy kasowe.
Artyści i władcy
Czemu reżyserzy i scenarzyści tak ostatnio lubią parać się biografiami? Przyjrzenie się filmom pozwoli nam wykryć prawidłowości. Widzę pięć grup, na jakie można podzielić te dzieła. Pierwsza i najliczniejsza to grupa biografii historycznych, czyli rozgrywających się od starożytności do końca drugiej wojny światowej. Bohaterem jest zazwyczaj albo władca, albo artysta. „Trzystu” Zacka Snydera, wbrew tytułowi jest eposem o królu Sparty Leonidasie, ekscentrycznie i nowatorsko zrealizowanym. Inna władczyni to „Elizabeth” Shekhara Kapura. Królową angielską reżyser po dziesięciu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta