Demokratyczny autorytaryzm
Sposób wprowadzania ACTA to kolejny przykład, że wpisane do konstytucji i rozmaitych ustaw instytucje, takie jak prawo obywateli do konsultacji, są traktowane jako przeszkody i archaizm tudzież zbędna formalność – zauważa publicysta
Choć są mało spektakularni, to zwolennicy ACTA wygrywają. Przy okazji rząd uczy nas współczesnych reguł gry. Przestrzeganie demokratycznych instytucji prawnych wygląda w niej jak modły do bogów upadającego kultu: konieczne rytuały są wykonywane, ale tylko pro forma i coraz bardziej niechętnie.
Pani Basia parodiująca Wojciecha Jaruzelskiego, setki zaciemnionych stron, podobnie jak uliczne demonstracje, są niewątpliwie dużo bardziej widowiskowe niż konferencje ministra Michała Boniego, cicha praca lobbystów wielkich koncernów, a nawet kłamiący w żywe oczy rzecznik rządu. Ale to ci drudzy mają przewagę.
Nawet przeciwnicy tego paktu, który wywołał w Polsce silniejsze emocje niż podwyżki cen paliwa, często przedstawiają rozwój sytuacji jako przykład nieudolności rządu. Miał on – ich zdaniem – wejść na nieznany sobie grunt i po omacku się na nim poruszać, z buty nie pytając nikogo o drogę. Podobnie odbierano zamieszanie wokół wielu wcześniejszych „niedokonsultowanych" aktów prawnych, by wymienić tylko niedawną ustawę refundacyjną. Ta ostatnia w poniedziałek została podpisana przez prezydenta i choć wiele z kontestowanych zapisów w niej zostało, to pamiętają o tym tylko aptekarze i niektórzy pacjenci. Po prostu temat się wypalił, zniknął w tle kolejnej, obecnej, awantury.
I tu docieramy do sedna. Jeśli rząd w tym jest gapą – jak chcą...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta