Co po euro? Nic lepszego...
Miejsce Polski jest w strefie euro. Lepiej być współliderem niż outsiderem i klientem innego lidera – uważają profesorowie Uniwersytetu Warszawskiego.
Alojzy Z. Nowak, Kazimierz Ryć
W polskiej dyskusji o strefie euro dominują dwa skrajne stanowiska:
– przystąpić jak najprędzej, nie spóźnić się, z czasem może być trudniej, krajowi grozi członkostwo drugiej kategorii w Unii Europejskiej;
– wstępować wtedy, gdy wyrównamy poziom rozwoju z bogatymi krajami strefy euro, wtedy będziemy równym partnerem, a nie krajem peryferyjnym, czyli praktycznie nigdy, bowiem jako kraj bogaty możemy mieć w Unii status W. Brytanii czy Szwecji, które nie kwapią się do strefy.
W tej sytuacji wygrywa trzecie stanowisko: czekać i patrzeć: może strefa się naprawi, a może rozpadnie.
Kiepska opinia
Euro ma teraz zdecydowanie złą opinię. Gdy przed laty Rudiger Dornbusch pisał, że jest to zły pomysł i przyniesie po wprowadzeniu w życie fatalne następstwa, mało kto mu wierzył. Dziś takie głosy płyną ze wszystkich stron. Joseph E. Stiglitz pisze: „...oczekiwano, że wspólna waluta da bezprecedensowe korzyści, w okresie przedkryzysowym trudno wyśledzić jej znaczący pozytywny efekt dla strefy euro jako całości. Jej szkodliwe skutki w okresie późniejszym są natomiast ogromne".
Jeszcze dalej idzie George Friedman. Jego krytyczny stosunek odnosi się nie tylko do strefy euro, lecz także do całej Unii. Mówi: „...Unia Europejska nie ma prawa funkcjonować w takiej formie, w jakiej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta