Pozory niezależności
Samodzielna prokuratura miała już swoje pięć minut za rządów PO. Ale mówienie, że była wtedy niezależna, jest nadużyciem – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".
Środa, 18 czerwca 2014 r. Późny wieczór. Do redakcji „Wprost" przy Al. Jerozolimskich w Warszawie wchodzi prokuratura w asyście oficerów ABW i policji. Śledczy domagają się wydania nośników, na których zarejestrowano nagrania z tzw. afery taśmowej. Dochodzi do szarpaniny. Próbują siłą odebrać laptopa redaktorowi naczelnemu tygodnika. Zajście na żywo relacjonują media. Relacje z zajścia w redakcji szybko trafiają na czołówki serwisów. Opinia publiczna jest zszokowana.
To obrazki rodem z Białorusi czy putinowskiej Rosji. Wracają kadry sprzed lat, jak ten z głośnego zatrzymania w 2002 r. ówczesnego szefa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego, aresztowania Romana Kluski czy medialnego występu prokuratora Jerzego Engelkinga w związku z aferą gruntową i filmu z hotelu Marriott z Januszem Kaczmarkiem w roli głównej. To również sygnał, że Donald Tusk, który musiał wcześniej wiedzieć o planach prokuratury, traci kontakt z rzeczywistością.
Majstersztyk Tuska
Sam premier, który od tygodni nie jest w stanie zapanować nad przeciekami z nagrań z restauracji Sowa i Przyjaciele, masakrującymi poparcie dla jego gabinetu i partii rządzącej, jest przerażony takim obrotem rzeczy. Widzi, że sprawy poszły za daleko. A na rządzie może ciążyć już nie tylko odium kompromitujących nagrań, ale realne oskarżenia o zapędy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta