Gwiazdą nie musi być prezes
Dariusz Mioduski | Współwłaściciel Legii Warszawa o sporze, który niszczy największy polski klub piłkarski.
Rz: Kiedy i dlaczego pojawiły się rozbieżności między panem i Bogusławem Leśnodorskim?
Dariusz Mioduski: Powody były dwa. Po pierwsze, proste mechanizmy, które ten klub wyniosły piętro wyżej, jeśli chodzi o biznes, przychody, jakość czy zewnętrzną percepcję, zostały wyczerpane i potrzeba było dodatkowych kompetencji, które wyniosłyby nas na kolejny poziom. Problemy zaczęły się pojawiać nawet nie tyle z Bogusiem, ile przede wszystkim z drugim członkiem zarządu, Jakubem Szumielewiczem, który przejął odpowiedzialność za wszystkie komercyjne obszary w klubie. Drugim powodem było uaktywnienie się Macieja Wandzla (trzeci udziałowiec Legii – przyp. red.). W pewnym momencie jego ambicją stało się budowanie własnej pozycji w klubie i poza nim. No i miał coraz większy wpływ na Leśnodorskiego.
Tajemnicą poliszynela jest to, że Wandzel od początku był w tym waszym porozumieniu...
To prawda. Dałem się Leśnodorskiemu przekonać. To pasowało do mojej filozofii budowania zespołu ludzi, z których każdy jest inny, ale się wzajemnie uzupełniają. Legia nigdy nie była dla mnie projektem do zarabiania pieniędzy. Moim celem było stworzenie wielkiego klubu. Dałem się więc przekonać, że Wandzel będzie pomocny w poruszaniu się w strukturach Ekstraklasy SA i PZPN. Boguś miał się zajmować sportem i codziennym zarządzaniem, a moją rolą była budowa marki i pozycji Legii za granicą...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta