Trójkąt niezawisłości pod ostrzałem polityki
Nie nazywajmy zmian w sądownictwie reformą. Ta bowiem zakłada poprawę.
Mariusz Królikowski
Wszystko wskazuje na to, że bitwa o sądy wchodzi w końcową fazę, choć formalnie piłka jest jeszcze w grze. Od chwili zgłoszenia prezydenckich projektów ustaw o SN i KRS dla wszystkich jest chyba jasne, że w zasadzie krążymy między złym projektem Andrzeja Dudy a dramatycznie złym projektem Zbigniewa Ziobry. Duzi gracze walczą o strefy wpływów i przebieg linii demarkacyjnej, ale kwestia znaczącego ograniczenia niezależności władzy sądowniczej wydaje się przesądzona. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby z parlamentu wyszły ustawy korzystniejsze od projektów prezydenckich. Także sam prezydent Duda nie zawetuje własnych propozycji. Jedyną szansą byłaby negatywna reakcja opinii publicznej, ale kolejne sondaże wskazują, że duża część wyborców umiarkowanie przejmuje się kwestią niezależności władzy sądowniczej. Cóż, edukacja prawna społeczeństwa na pewno ma przyszłość, ale zmiana świadomości to kwestia lat, a nie dni czy tygodni. No chyba że negocjacje spełzną na niczym i do zmian w ogóle nie dojdzie – ku powszechnemu pożytkowi.
Nie uwalnia to jednak środowiska sędziowskiego od oceny wprowadzanych zmian. Zmian, a nie reform, bo słowo „reforma" nie wydaje się właściwe, jako że oznacza zmianę na lepsze.
By nie szedł między lwy
Podstawową kwestią, na którą należy zwrócić uwagę, jest wpływ zmian na niezawisłość...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta