Wielkie dni małych
Gdyby PSL na dobre zadomowiło się w centrum, Konfederacja przetrwała na prawo od PiS, a Lewica na lewo od PO, wówczas skończyłby się rozpoczęty w 2005 roku dwubiegunowy układ w polskiej polityce.
Nigdy chyba w Polsce po roku 1989, żaden zwycięzca wyborów parlamentarnych, nie cieszył się z rekordowego poparcia w sposób tak umiarkowany i podszyty nutą wyraźnego zawodu jak 13 października 2019 roku Prawo i Sprawiedliwość. Gdyby zaś – szukając dalszej części tego paradoksu – wynik ostatniej sejmowej elekcji mierzyć temperaturą entuzjazmu w poszczególnych sztabach, to ich bezapelacyjnym zwycięzcą należałoby ogłosić nie PiS, ale PSL i Konfederację, a więc ugrupowania, które (spośród ogólnopolskich) uzyskały wynik najniższy.
Wiele wskazuje też na to, że – zgodnie z tym, co prognozowaliśmy na łamach „Plusa Minusa na wybory" – wyraźne przekroczenie progu wyborczego przez oba mniejsze ugrupowania, nie tylko odebrało zwycięzcy humor i polityczny show w gorący wieczór wyborczy, ale na nowo zdefiniowało także kształt politycznej sceny, istotnie komplikując sytuację obozu dobrej zmiany.
Co się stało trzynastego?
W sensie samej wyborczej rachuby można by właściwie powiedzieć, że 13 października 2019 roku nie wydarzyło nic nadzwyczajnego. Za sytuację dość szczególną uznać można raczej wybory sejmowe w 2015 roku, gdy arytmetyczna dźwignia systemu d'Hondta, i rekordowe 16 proc. głosów oddanych wówczas na komitety, które nie weszły do Sejmu, sprawiły, że 37,5 proc. uzyskanych wówczas przez PiS...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta