Ostatni taniec legendy
Dwukrotna wicemistrzyni olimpijska Maja Włoszczowska wystartowała na igrzyskach ostatni raz. Mogła tylko patrzeć, jak Szwajcarki dzielą między siebie medale.
Igrzyska miały być tanie i ekologiczne, więc gospodarze ograniczyli wznoszenie nowych obiektów. Szermierzy, zapaśników czy taekwondzistów wypchnięto poza granice miasta, a kolarzy górskich – 150 km od wioski olimpijskiej, do Izu.
Trasa była piekielnie trudna. Dzień wcześniej nie poradził sobie na niej absolutny faworyt, czyli mistrz świata w przełajach i lider tegorocznego Tour de France Mathieu van der Poel. Włoszczowska chciała jedynie, żeby nie padało, bo śliskie kamienie to dodatkowe niebezpieczeństwo. Nie zdołała jednak wyprosić czystego nieba. Na szczęście tajfun przyniósł jedynie wiatr i deszcz.
Cena za błędy
Kolarki ruszyły na trasę ustawione według rankingu federacji. Włoszczowska była w nim 19., bo obejmował starty, kiedy była w słabszej formie. To oznaczało dalszy numer startowy, co w jej konkurencji obcina margines na błąd do minimum. A ten Polka popełniła.
– Organizatorzy do ostatniej chwili przed startem poprawiali trasę i nieco ją zmienili – wyjaśnia. – Nie wybiło mnie to z rytmu, musiałam na starcie zsiąść z roweru. Chyba wróciłam na niego zbyt szybko i na śliskich kamieniach sporo mnie to kosztowało. Wjechałam na trasę jako jedna z ostatnich. Wyprzedzanie w tych warunkach było bardzo trudne.
Włoszczowska atakowała i odrobiła stratę, ale szybkości i zdrowia wystarczyło tylko na pozycję w środku...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta