Pieśń wielorybników
„Na wodach północy" to kolejna wspaniale zrealizowana rozprawa z kolonialną przeszłością Imperium Brytyjskiego.
W tym serialu, osadzonym w połowie XIX w., wszystko jest brudne lub obrzydliwe. Klejące się od whisky blaty w tawernach portowego Hull, tłuszcz na foczych skórach, plamy krwi na lodzie, ropiejące rany i łój we włosach. A wszystko jakby wydarte z trzewi, pulsujące i w swej pierwotności okrutne.
To zasługa ekipy filmowej, która zrealizowała pięcioodcinkowe „Na wodach północy", ale też świetnego materiału literackiego. 48-letni reżyser i scenarzysta Andrew Haigh wiernie zaadaptował powieść Iana McGuire'a do pięciogodzinnego miniserialu. Powieść nie byle jaką, bo „Na wodach północy" w 2016 r. nominowano nawet do Nagrody Bookera.
Dzieło Anglika chwalono, wskazując na podobieństwa do „Jądra ciemności" Conrada i „Moby Dicka" Melville'a. McGuire zasłużył na pochwały, jego książka to kawał literatury, moralitet zanurzony w odmętach nihilizmu. Dopracowany narracyjnie i stylistycznie, o czym możemy się przekonać dzięki polskiemu przekładowi Bartosza Kurowskiego.
Co nie zabije
Mrok w tej opowieści...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta