Gra znaczonymi kartami
Pytania referendalne i język kampanii mówią o rządzących więcej, niżby chcieli.
Oddajmy głos Polakom” – powtarzają politycy PiS. Słowem „Polacy” zastępują „obywateli” albo „społeczeństwo”, lekceważąc mniejszości – od Białorusinów po Żydów. Ale tak już niestety zwykli mówić politycy od prawa do lewa. I nie to podnoszą przeciwnicy referendum, którym druga strona zarzuca atak na „demokrację bezpośrednią”.
Zauważają oni, że ten przypływ demokratyzmu jest dziwnie nagły. Dotąd przez osiem lat władze nie rozpisywały referendów. Nawet ustawę antyaborcyjną, na wniosek głównie posłów PiS, w 2020 roku zaostrzył sam Trybunał Konstytucyjny. Nie zaprzątano sprawą parlamentu, o demokracji bezpośredniej się nie zająknięto. „Nieważne, co kto sobie mówi i co myśli” – oświadczył prezydent.
Kpina z konstytucji
Sam Trybunał przez jakiś czas też nie był rządzącym potrzebny. Podważali oni sens rzekomej „trzeciej izby parlamentu”, aż obsadzili TK po swojej myśli i uznali jego miarodajność – jak teraz demokracji bezpośredniej. Dla PiS białe po chwili może okazać się czarne i znów białe; rządzonym wmawia się raz jedno, raz drugie, jakby obywatele cierpieli na zanik pamięci.
W...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta