Solidarni ze sprawcami
„Czas krwawego księżyca” to przykład adaptacji radykalnej. Odwracając konstrukcję literackiego pierwowzoru, Martin Scorsese atakuje podstawowe intuicje widzów. Każe nam identyfikować się z tymi złymi i nie pozwala utożsamić z ofiarami. Nie dla nas półmisek z katharsis.
Pierwotne założenie było proste. Źli biali krzywdzą Indian, więc do miasteczka wjeżdża na białym koniu inny biały, Leonardo DiCaprio, i ratuje plemię. Tak właśnie, dość klasycznie, skonstruował swój świetny historyczny reportaż z 2017 r. David Grann. W „Czasie krwawego księżyca” odświeżył Amerykanom pamięć o terrorze w hrabstwie Osage z lat 20. XX wieku, który spadł na Indian, gdy na ich ziemi odkryto złoża ropy naftowej. Zarazem nie była to ziemia ich przodków, rząd federalny przesiedlił ich z Kansas na, jak myślano, bezwartościowe skaliste grunty w Oklahomie.
„Niewiele było miejsc w kraju tak bardzo pogrążonych w chaosie i anarchii jak hrabstwo Osage (…). Wystarczy powiedzieć, że sumy pieniędzy pochodzące z wydobycia ropy przewyższały kwoty będące wynikiem gorączek złota. Taka fortuna przyciągała typów spod ciemnej gwiazdy z całego kraju” – pisze Grann (przekład Piotra Grzegorzewskiego).
Osagowie z dnia na dzień stali się bogaci. Jednocześnie w wielu przypadkach nie mogli samodzielnie rozporządzać swoimi majątkami. „Prawo stanowiło, że opiekun jest przydzielany każdemu amerykańskiemu Indianinowi, którego Departament Spraw Wewnętrznych uzna za »niekompetentnego«. W praktyce decyzja o wyznaczeniu opiekuna (…) czyniła z amerykańskich Indian półobywateli”.
Poplamiony krwią...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta