Wojna w walizce
Mawiał, że dobre zdjęcie można zrobić tylko z bliska. Teraz wreszcie można sprawdzić, jak bardzo te słowa brał do siebie. W odnalezionym archiwum ojca fotografii wojennej Roberta Capy widać kulisy jego pracy w okopach
Komunikaty prasowe mówiły o słynnej „meksykańskiej walizce”. Wyobrażałam sobie, że ktoś wprowadzi mnie i pokaże ją w zaciemnionym specjalnym pokoju. Ale są tylko trzy niewielkie pudełka. Stoją na metalowym stole, wśród komputerów i segregatorów. Zwinięte rolki filmu, każda w osobnej przegródce, opisano miękkim ołówkiem na pożółkłym, poplamionym wieczku: „Capa N”, „Espagne 1936”, „Apres deux jours de combat No 630-656”, „La vie a Valencia”, „Photo Taro”, „Bataille de Brunete”.
Jeśli zdjęcie nie jest wystarczająco dobre, to znaczy że nie wystarczająco blisko podszedłeś – zwykł mawiać. Sam podchodził blisko. Jego fotografia przedstawiająca upadek republikańskiego lojalisty, w momencie gdy dosięga go kula to najbardziej znane zdjęcie z hiszpańskiej wojny domowej i jedno z najsłynniejszych zdjęć w historii wojennej fotografii.
Ale znawcy od dawna podają w watpliwość jego autentyczność. Capę oraz jego towarzyszkę Gerdę Taro – oboje nie kryli swych lewicowych sympatii – posądzano o aranżowanie zdjęciowych sytuacji. Tym bardziej że oboje uwielbiali koloryzować.
Całe życie Capy – nieustraszonego wojennego fotografa – było wymyśloną przez nich wspólnie legendą. Legendą, której on, po śmierci ukochanej kobiety, stał się samotnym wykonawcą.
Podarte portki
Miał wiele imion i przezwisk. Endre Ernö Friedmann urodził się w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta