Rambo po raz czwarty, czyli karykatura amerykańskiego wojownika
Sylvester Stallone powrócił do roli nieustraszonego komandosa, choć już dawno powinien przejść na emeryturę. Należy do minionego świata muskularnych herosów kina akcji
Sylvester Stallone ma 61 lat, ale nie zważa na upływ czasu. Przewiązał czoło czerwoną bandaną, wziął łuk pod pachę i po raz czwarty udał się na wojnę. Tym razem staje oko w oko z birmańską juntą, która więzi amerykańskich misjonarzy. Po co podstarzałemu gwiazdorowi kolejna krwawa jatka na ekranie?
Tłumaczy, że podjął się reżyserii filmu, bo ruszyło go sumienie – w ten sposób apeluje o przestrzeganie praw człowieka w Birmie. Potraktujmy to jednak z przymrużeniem oka.
Stallone ma dwa wyjścia: może wracać do roli boksera Rocky’ego – dwa lata temu wcielił się w niego po raz szósty – albo odwoływać się do mitu amerykańskiego wojownika, który stworzył dzięki Rambo. Przekonał się, że tylko w ten sposób wzbudza zainteresowanie. Dlatego odcina kupony od sławy, którą zdobył w epoce muskularnych twardzieli.
Lata 80. w Hollywood były rajem dla kulturystów i karateków. Fascynacja siłą i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta