Birmańczycy szukają zwłok bliskich. A junta nie robi nic
09 maja 2008 | Pierwsza strona | Grzegorz Stern
100 tys. zabitych, ponad 1 mln pozbawionych dachu nad głową – takie dane o skutkach cyklonu w Birmie pojawiają się w zagranicznych mediach. Wojskowa junta próbuje ukryć rozmiary zniszczeń. W największym mieście, Rangunie, szepce się, że sobotnim popołudniem przed główny szpital zwieziono setki trupów. Na prawą stronę byłej stolicy Birmy, gdzie w dzielnicach biedoty cyklon zmiótł setki chat skleconych z blachy i dykty, kilka razy dziennie przepływa nieludzko przeładowany prom z tysiącami ranguńczyków, którzy pragną odnaleźć krewnych.