W dwie godziny dookoła wyspy
Gościnni tubylcy, dziewicza przyroda, wspaniałe plaże, cuda rafy koralowej – znajdziesz to na indonezyjskich wyspach Gili. Ale to miejsce dla ludzi, którzy nie tęsknią do wielkich klimatyzowanych hoteli, gwarnych barów, dyskotek
Trzy wyspy Gili – Trawangan, Air i Meno – leżą w cieśninie między dużymi indonezyjskimi wyspami Bali i Lombok, oddalone zaledwie kilka mil od wczasowego miasteczka Senggigi na wybrzeżu Lomboku. Jeszcze 100 lat temu były bezludne. Dziś zamieszkuje je około trzech tysięcy Indonezyjczyków. Na żadnej nie ma ani portu, ani lądowiska dla samolotów. Miejscowa ludność – w większości muzułmanie – utrzymuje się z rybołówstwa, zbierania kokosów i obsługiwania nielicznych turystów.
Mokre lądowanie
I to ma być środek publicznego transportu? Przy plaży w Senggigi podskakuje na falach długa łódź, która może pomieścić nie więcej niż dziesięciu, dwunastu pasażerów. Pokornie ściągamy buty i gdy fala opada, człapiemy z plecakami do burty. Usadawiam się na twardej, mokrej ławeczce. Kwadrans później łódź sunie wzdłuż wysokiego skalistego brzegu Lomboku, a ja, osłaniając aparat przed bryzgami morskiej wody, próbuję robić pierwsze zdjęcia z wyprawy na Gili Islands.
Wyspy wyłaniają się na horyzoncie dopiero gdy okrążamy wysoki przylądek. Wyglądają jak zielone placki rzucone w granatowy bezmiar morza.
Po półgodzinie zbliżamy się do plaży na największej z trzech wysepek – Trawangan. Gdy łódź dnem dotyka piasku, gramolę się spod daszka i maszeruję na plażę. Takie mokre lądowanie to na Gili codzienność – na żadnej z wysepek nie ma...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta