Zaskakujący triumf dinozaurów
Wczorajszy wieczór udowodnił, że magia legend hard rocka wciąż działa. Koncert Whitesnake w Stodole zgromadził większą publiczność niż kilka miesięcy wcześniej Bob Dylan, a temperatura na sali przypominała momentami występy Rage Against The Machine. I nie był to zjazd rockowych emerytów – przeważały młode dziewczęta, łakomo zerkające w kierunku sceny, i ich rówieśnicy, wniebowzięci możliwością zobaczenia klasyków.
I zapewne to właśnie dzięki nim koncert okazał się sukcesem. Młoda publiczność nie oczekiwała starych hitów – ich płytą był promowany właśnie album „Good To Be Bad”, a z niego właśnie pochodziła lwia część programu. Przyjmowano go owacyjnie. David Coverdale praktycznie nie musiał śpiewać – robili to za niego widzowie. Chciałoby się dodać – na szczęście, bo forma wokalisty nie była tego wieczoru najwyższa.
Reszta zespołu wypadała jednak znakomicie. Bez różnicy, czy grali któryś z nowych utworów, czy hard rockowe monumenty pokroju „Still Of The Night”. Szczególnie jednak podczas bisów „Soldier Of Fortune” i „Burn/Stormbringer”, którymi zakończył się koncert.