W Strasburgu nie wypadamy najgorzej
Skargi do Trybunału to wynik różnych niedomogów, a przede wszystkim niedoinwestowania wymiaru sprawiedliwości i nadmiernej represyjności prawa – mówi prof. Lech Garlicki, polski sędzia w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu
Czuje się pan „naszym człowiekiem” w Strasburgu?
Prof. Lech Garlicki: I tak, i nie. Sędziowie bowiem to nie jest korpus dyplomatyczny i nie reprezentują w Strasburgu swoich państw. Obowiązuje nas rygorystyczne przestrzeganie zasady, że obowiązkiem i zadaniem każdego sędziego jest należyte realizowanie europejskiej konwencji praw człowieka. Sędziowie w Strasburgu są usytuowani ponadnarodowo właśnie po to, by bronić praw człowieka, a nie interesów swojego kraju, zwłaszcza interesów władzy pozostającej w sporze z własnym obywatelem.
Czy w związku z tym wyłącza się pan z rozpatrywania spraw przeciwko Polsce?
Przeciwnie. Mam obowiązek uczestniczyć w każdej takiej sprawie rozpatrywanej merytorycznie. Jestem więc „naszym człowiekiem” w Strasburgu tylko w tym sensie, że jako jedyny wśród 47 sędziów Trybunału znam polskie prawo oraz polskie realia i mogę wyjaśnić pozostałym sędziom, o co chodzi.
Strony sporów zapewne liczą na to, że jako osoba zorientowana w polskiej specyfice pomoże im pan sprawę wygrać.
Ale co to znaczy wygrać w Strasburgu? Gdy wygrywa państwo, to przegrywa obywatel, który złożył skargę, bo miał poczucie krzywdy. I odwrotnie: wygrana obywatela oznacza, że państwo nieprawidłowo funkcjonuje. Wszystko zależy od sprawy. Są takie, w których Trybunał zawsze stosuje jednakowe, bardzo wysokie standardy. Na przykład w sprawach...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta