Dwa pułki zsiadły z koni
Do połowy lat 30. Wojsko Polskie nie posiadało jednolitej koncepcji rozwoju broni pancernej. Doświadczenia wojny polsko-bolszewickiej skłaniały polskich strategów do myślenia, że przyszłe konflikty będą rozstrzygane za pomocą śmiałego manewru, jednak nad Wisłą jego narzędzie ciągle miała stanowić kawaleria.
Głosy zwolenników mechanizacji armii rozbijały się o ścianę niechęci ze strony konserwatywnie nastawionej części Sztabu Głównego, głównie oficerów z Departamentu Kawalerii. Na nic zdały się wyliczenia wskazujące, że koszt utrzymania brygady zmotoryzowanej byłby niższy niż brygady kawalerii. W 1930 roku wydatki na broń pancerną i samochody wynosiły zaledwie 0,5 proc. budżetu wojskowego.
Dopiero gdy do Polski zaczęły napływać niepokojące sygnały o tworzeniu w Niemczech i ZSRR dużych formacji pancerno-zmechanizowanych, zdolnych do wykonania silnych uderzeń przełamujących i samodzielnego działania na głębokich tyłach, w Warszawie zaczęto szukać rozwiązań, jak przeciwdziałać zagrożeniu.
Ponieważ w nadchodzącym konflikcie armia polska miała prowadzić głównie działania defensywne, nie widziano sensu formowania jednostek pancernych na wzór sąsiadów, lecz oddziałów zaporowych o trakcji motorowej nasyconych środkami przeciwpancernymi i saperami oraz wspartych lekkimi czołgami. Projekt utworzenia kilku takich oddziałów powstał jesienią 1936 roku. Miały one znajdować się w dyspozycji naczelnego wodza lub dowódców armii i służyć do opóźniania ruchów nieprzyjaciela oraz wyczerpywania jego siły uderzeniowej.
W Sztabie Głównym i Ministerstwie Spraw Wojskowych wybuchł kolejny spór. Część oficerów domagała się utworzenia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta