Kto się boi Jerzego Giedroycia?
Redaktor „Kultury” padł ofiarą „sformatowania”, aby można go było umieścić w naszym półinteligenckim panteonie. Uczciwe potraktowanie jego myśli politycznej prowadziłoby do heretyckich pytań o to, czy Polacy już zasłużyli na swoją prawdziwą historię
Takie rzeczy, parafrazując pewien slogan reklamowy, to tylko w III RP – tylko tu można być zarazem powszechnie sławionym, uznawanym i kompletnie nieznanym. Kimś takim właśnie jest Jerzy Giedroyc. Przeciętny współczesny inteligent wie o nim, że był wielki, a zatem wszystko, co mówił i co robił, było słuszne. Co jednak właściwie mówił i robił – o tym pojęcie jest bardzo mgliste.
Ogólnie wiadomo, że wydawał pismo do „wychowywania się”. Do tego wychowania przyznają się dziś chętnie wszyscy, od Lecha Wałęsy do Aleksandra Kwaśniewskiego. Chciał dobrych stosunków z niepodległą Ukrainą, Litwą i Białorusią, odwoływał się do tradycji antykomunistycznej lewicy, a ośrodek emigracyjny, jaki stworzył, był w przeciwieństwie do tradycjonalistycznie patriotycznego Londynu raczej „postępowy”, co przejawiało się w otwarciu na byłych komunistów zrywających z systemem sowieckim, dla których „stara” emigracja nie miała wyrozumiałości.
To prawda, że Giedroyc niejedyny padł ofiarą swoistego „sformatowania”, przycięcia w taki sposób, aby można go było umieścić w naszym współczesnym półinteligenckim panteonie. Jego naczelną zasadą jest pogodzenie wszystkich ze wszystkimi, nawet za cenę odebrania im ich najistotniejszych poglądów. Warunkiem uznania za wielkość jest pośmiertne odebranie prawa do kwestionowania innych wielkości. Polskie elity nie potrzebują sporów,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta