Czas Kasandr
W kraju, w którym klasa polityczna zawsze potyka się o własne nogi, nikomu nie może się udać „domknięcie” systemu oligarchicznego
Tydzień temu Zdzisław Krasnodębski zaprezentował niezwykle pesymistyczną wizję teraźniejszości i przyszłości. Według profesora na kraj nadciąga platformerski (niemal) totalitaryzm, który na skutek medialnego wsparcia, a także narastającej bylejakości współczesnych Polaków ma szanse utrwalić się na lata.
Politycznie podobnie sytuację diagnozuje Piotr Semka, według którego „pokusa, by korzystać z parasola ochronnego i trwale spychać opozycję do narożnika, może więc być wyjątkowo silna”. Już w styczniu Barbara Fedyszak-Radziejowska kreśliła wizję „domknięcia”
– pod władzą Platformy – polskiego systemu oligarchicznego, ustabilizowania go tak, że w przewidywalnej przyszłości będzie on nie do ruszenia.
Déja vu
Rozumiem diagnozy publicystów, ale ich obawy podzielam jedynie częściowo. Przede wszystkim dlatego, że czytając kasandryczne teksty, nie potrafię się pozbyć wrażenia swoistego déja vu. Bo podobne nastroje na polskiej prawicy przeżywano już kilkakrotnie i dawano temu wyraz zarówno w tekstach publicystycznych, jak i w rozmowach prywatnych.
Pamiętam co najmniej trzy fale paniki. Pierwsza związana była z wygraną SLD w 1993 roku. Drugą wywołało zwycięstwo Kwaśniewskiego w 1995 r. Trzecią – zagłada AWS i triumf Millera w roku 2001.
Za każdym razem nawet ludzie rozsądni i na co dzień nieskłonni do histerii ulegali nastrojowi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta