Wsiok jestem
Z Andrzejem Stasiukiem rozmawia Bartosz Marzec
Rz: Hemingway powiedział, że nie może stwierdzić, czy podobała mu się ekranizacja „Śniegów Kilimandżaro”, bo nie dotrwał do końca projekcji. Ty „Wino truskawkowe” Dariusza Jabłońskiego widziałeś kilkakrotne i to na różnych etapach realizacji filmu. Wcześniej współtworzyłeś jego scenariusz. Powstał na podstawie twoich „Opowieści galicyjskich”, zbioru opowiadań o Beskidzie, ziemi, gdzie na równych prawach żyją ludzie i duchy. Rozpoznajesz tę książkę na ekranie?
Zawsze podejrzewałem, że jestem lepszy od Hemingwaya. Przynajmniej w dziedzinie wytrzymywania na „własnym” filmie. Wysiedziałem trzy razy. Trzy i pół właściwie, bo urwałem się z warszawskiej premiery. Chciałem uniknąć bankietu i tej całej gadaniny. Niełatwo mówić o ekranizacji swojej książki. Czuję i przyciąganie, i odpychanie. Raz się zgadzam i aż mi się ciepło robi na sercu, a w innym momencie bolą zęby. No, ale to wszystko jednak jest moje i jak tylko reżyser nie przegnie, to ból daje się znieść. W tym wypadku od początku było jasne, że „Galicyjskie” są w pewnym sensie materiałem dla opowieści Jabłońskiego. Cała historia Andrzeja, policjanta skazanego na dobrowolną zsyłkę do Żłobisk, fikcyjnej wioski w Beskidzie, to pomysł reżysera. Uwzględniłem go w scenariuszu, ale to nie moja bajka. Mogłem się nie zgodzić. Ale ja się nie upieram, tylko potem narzekam. Machaczka, który zagrał Andrzeja, nie kocham więc tak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta