Niech się święci 4 czerwca
Kłopoty z organizacją narodowego święta pokazały, że trudno jest się cieszyć na siłę. Można tylko poudawać. Z tym powinniśmy sobie jednak poradzić, bo na udawaniu znamy się najbardziej – pisze filozof społeczny
Rosną obawy, że znowu przegramy. Nie, nie chodzi o wojnę, na przykład w Afganistanie, ani – co ważniejsze – o mecz piłki nożnej z Niemcami, ani nawet o walkę o prestiżowe stanowisko dla jakiegoś polskiego męża stanu w jakiejś niezmiernie ważnej instytucji międzynarodowej, które znowu mógłby nam sprzątnąć sprzed nosa niewydarzony Duńczyk czy Włoch. Tym razem chodzi o mur i „Solidarność”.
Choć – jak wie każde polskie dziecko – Lech Wałęsa przeskoczył mur, czym osobiście rozpoczął wyzwalanie nas z komunizmu, Europejczykom utkwił w pamięci inny mur – ten zburzony przez berlińczyków. I upierają się, by uznawać to za wydarzenie symbolizujące upadek komunizmu.
Jak wznosić toasty
Rząd postanowił więc przypomnieć, jak było naprawdę, i na 4 czerwca zarządzone zostały centralne uroczystości w celu godnego upamiętnienia odzyskania niepodległości i upadku komunizmu. Miało to być święto dumy, jedności i radości. Niestety, pewna część polskiego społeczeństwa nie chce się cieszyć wystarczająco spontanicznie i gorąco, przedkładając swój partykularny interes – na przykład troskę o miejsce pracy, co tym bardziej jest niezrozumiałe, że dzięki ministrowi Rostowskiemu kryzysu w Polsce nie ma – nad dobro ogólne.
Powstało nawet uzasadnione podejrzenie, że elementy nieodpowiedzialne pod kryptonimem „NSZZ Solidarność” zamierzają zakłócić atmosferę ogólnonarodowego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta