Dobry człowiek, ale nie polityk
Jerzy Buzek. W przyszłym tygodniu europejscy chadecy zdecydują, czy były premier Polski zostanie kandydatem na szefa PE
Gdyby w wyborach parlamentarnych w 1997 roku nie było listy krajowej, dzisiejszy polityczny idol Górnego Śląska, na którego w ostatnich wyborach zagłosowało prawie 400 tys. wyborców, w ogóle nie zostałby posłem. Jerzy Buzek, aktywny działacz „Solidarności” i świeżo upieczony profesor chemii, zdobył wtedy zaledwie 1000 głosów. Wszedł do Sejmu z listy krajowej, która w 1997 roku obowiązywała po raz ostatni.
Już w czasie kampanii było wiadomo, że Marian Krzaklewski, lider Akcji Wyborczej Solidarność, szykuje dla niego coś specjalnego.
– Pamiętam spotkanie w Hotelu Europejskim, na które Krzaklewski przyszedł z Buzkiem i przedstawił go jako kluczową postać w przyszłym rządzie, jeżeli wygramy wybory – opowiada Wiesław Walendziak, szef Kancelarii Premiera w rządzie Buzka.
Formalnie było dwóch kandydatów: Buzek i Andrzej Wiszniewski. O wyborze miał zdecydować Klub AWS w głosowaniu.
– Ale to nie były prawdziwe wybory, tylko ich parodia – wspomina Ryszard Czarnecki, szef Komitetu Integracji Europejskiej w rządzie Buzka. – Marian Krzaklewski zebrał karty z głosami, po czym ogłosił, nie podając wyników, że zwyciężył Buzek. Po prostu od początku postawił na niego.
Dlaczego? – Buzek to człowiek bez poglądów, a ktoś taki potrzebuje przewodnika w polityce. Dlatego Krzaklewski wybrał właśnie jego – mówi były polityk AWS....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta