Codzienność cenzora
Dopóki działania urzędu spowijała mgła tajemniczości, wzbudzało to strach
Prawie absolutna kontrola nad środkami masowego przekazu pozwalała władzom PRL na kreowanie namiastki rzeczywistości. Do jej funkcjonowania na co dzień wystarczała praca ledwie pół tysiąca ludzi.
„Po raz pierwszy usłyszałem wtedy nazwę urzędu. Nie skojarzyło mi się zupełnie nic. Myślałem, ze to będzie papierkowa robota w biurze” – opowiadał były cenzor w książce Pawła Misiornego „Ja, Tomasz Strzyżewski”.
„Ujrzałem setki zapisów i przykładów ingerencji. Zobaczyłem, że cenzura niszczy wszystko, czuwa nad najdrobniejszymi sprawami. To mnie poraziło!” – wspominał Strzyżewski.
Nadkontrolerzy kontroli
Kiedy w maju 1945 r. odbyła się w Warszawie pierwsza konferencja rządowa poświęcona budowie aparatu cenzury, co nadzorowało Ministerstwo Informacji i Propagandy, prowadzący obrady Jakub Berman nie pozostawiał obecnym złudzeń, jak ciężka praca ich czeka. Pisarz Jerzy Putrament zapamiętał, iż Berman poinstruował obecnych słowami: „Dla was jako pracowników kontroli prasy ważnym jest mieć poczucie granic krytyki, granic dopuszczalnej krytyki. I gdybyście zapytali o receptę, jak wytyczyć, jak uchwycić, jak mieć magiczne tabelki, to odpowiem, że nie ma” – po czym dodawał: „naszym wspólnym wysiłkiem będziemy szukali rozwiązania codziennie, co godzinę”.
Faktycznie, pomimo pomocy doradców z Moskwy i wydaniu w lipcu 1946 r. przez Krajową Radę Narodową...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta