Dokument hańby
Owszem, „Czarna księga cenzury” stawia włosy na głowie, ale diabeł tkwił między wierszami
Nasz program będzie niedługo wyłącznie milczeniem. A reszta? Również milczeniem przerywanym okrzykami entuzjazmu” – gorzko kpił w latach gierkowskiej propagandy jeden z kabaretów. Żart ów nie znalazł słuchaczy – usunęła go cenzura. W tej zadekretowanej ciszy grzmotnęło w roku 1977. „Zapoznałem się z […] dokumentem, który podnosi włosy na głowie, z którego tchnie czyste szaleństwo, i to ruskie, średniowieczne, bizantyjsko-azjatyckie. Jakiś facet z cenzury uciekł za granicę i ogłosił tam zalecenia szczegółowe Urzędu Kontroli z lat 1974 – 1977, te właśnie, których nie znamy, a którymi się oni kierują. Coś niesłychanego! Drobiazgowo wyliczone, o czym nie wolno pisać [...]. Ci ludzie wszystko wiedzą o swoich zbrodniach i bzdurach, to są cynicy najwięksi, jacy istnieją, groza wieje z tego dokumentu. Myślałem, że o cenzurze wiem wszystko, tymczasem wiedziałem jeszcze mało” – Stefan Kisielewski zanotował pierwsze wrażenia po eksplozji.
Facet z cenzury
Tomasz Strzyżewski, od 1975 r. pracujący w krakowskiej delegaturze Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, w lutym 1977 r. umknął do Szwecji. Uwiózł ze sobą 700 stron notatek i dokumentów pokazujących kuchnię (czy lepiej kazamaty) peerelowskiej policji myśli. Na jesieni opublikował je emigracyjny „Aneks”, powiadomiły o nich światowe media, wreszcie „Czarna księga cenzury”...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta