To wszystko była miłość
O tym, co znaczyło kochać w sytuacji ekstremalnej, o pamięci miejsc oraz szczególnej więzi łączącej dawnych i obecnych mieszkańców Muranowa, mówi reżyserka pełnometrażowego dokumentu „I była miłość w gettcie”, kręconego na podstawie wspomnień Marka Edelmana.
O swoim filmie „Po-Lin. Okruchy pamięci" mówiła pani, że jest rodzajem zadośćuczynienia. Za to, że „Kroniką powstania w getcie warszawskim według Marka Edelmana" i „Children of the Night" przyłożyła pani rękę do mówienia o Żydach prawie wyłącznie w kontekście Holocaustu. Teraz wraca pani do tego tematu. Dlaczego?
Jolanta Dylewska: Na rozkaz komendanta. W 2008 roku dr Marek Edelman czuł, że odchodzi. I mówił: „Dlaczego nikt mnie nie pyta, czy w getcie była miłość? Dlaczego nikogo to nie interesuje? O miłości w getcie ktoś powinien zrobić film. To ona pozwalała trwać". Wcześniej, zimą 1993 roku, o to samo prosiła mnie dr Świdowska, czyli Adina
Blady-Szwajgier, lekarka ze szpitala dziecięcego Bersonów i Baumanów w getcie. Była już wtedy śmiertelnie chora, odeszła dwa tygodnie po naszej rozmowie. Ten temat został mi więc niejako powierzony. Ja sama nie ośmieliłabym się na opowiadanie o uczuciach tamtych ludzi.
Będzie to inne spojrzenie na Zagładę. Książka nie opowiada o upodleniu i zdegradowaniu człowieka.
Spisana przez Paulę Sawicką opowieść Marka Edelmana pokazuje, że można było unicestwić ciało, ale nie ducha. Nie można było pomniejszyć, zabić czegoś, co w tych strasznych warunkach było w ludziach piękne i czyste. Postaramy się, żeby między widzami a bohaterami filmu powstała intymna więź, która pozwoli...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)

