Antyfaszyzm odrodzony
Po retorykę „antyfaszyzmu” sięgnięto, by przekonać, że znowu „najczarniejsza reakcja” zagraża władzy obozu postępu i pojednaniu z Rosją. Ponieważ Polsce grozi tak poważne zagrożenie, usprawiedliwić daje się niemal wszystko – pisze publicysta
Jak wiadomo, faszyzm odgrywał w PRL niezwykle istotną rolę, szczególnie w pierwszych dekadach. „Pokonanie faszyzmu", to znaczy III Rzeszy, było najważniejszym, obok obietnicy zaprowadzenia „sprawiedliwości społecznej", sposobem legitymizacji władzy komunistów w Polsce. Hitleryzm był tylko „trzonem faszyzmu", bo jako zjawisko czasowo i narodowo ograniczone nie nadawałby się dobrze do uzasadnienia władzy komunistów.
Walka z „rodzimym faszyzmem"
Faszystami byli więc wszyscy przeciwnicy nowej, jedynie postępowej, władzy. Bo skoro ona była jedynie postępowa, to jej przeciwnicy musieli być reakcyjni, a od reakcyjności do faszyzmu był tylko mały kroczek. Faszyzm wynikał, zdaniem komunistów, z szerszego zjawiska – z panowania burżuazji, która uchodziła wtedy za warstwę społeczną równie wsteczną, jak dzisiaj mohery i pisowcy.
Dlatego w deklaracji programowej PPR „O co walczymy" mowa jest o „zwyrodnieniu najbardziej przegniłych warstw oligarchii imperialistycznej w polityczne formy faszyzmu" (por. Władysław Gomułka, „Z kart naszej historii", Warszawa 1982, s. 182). W tych przemówieniach znajdziemy całą historiozofię zbudowaną na prostych, binarnych opozycjach – reakcja versus postęp, zwyrodnienie versus humanitaryzm, faszyzm versus demokracja, znanych nam także z dzisiejszej publicystyki....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta