Goście w domu
Na mecz Legii z Pogonią warto było przyjść nie tylko dla bramek, ale i atmosfery. Pogoń postraszyła Legię, która przez godzinę nie mogła znaleźć sposobu na jej pokonanie.
A kiedy już znalazła, goście stracili bramki i szanse w ciągu paru minut. Remis, nie mówiąc o zwycięstwie Pogoni, byłby sensacją. Patrząc więc chłodno, wszystko zakończyło się tak, jak logika wskazywała. A jednak było co oglądać, a przede wszystkim każdy, kto przyszedł na Łazienkowską, miał poczucie, że jest na meczu, a nie na wojnie.
Legia i Pogoń są ze sobą zaprzyjaźnione od kilkudziesięciu lat, czego widomym znakiem jest to, że w meczach między tymi drużynami nie ma na stadionie sektora gości. Wszyscy są u siebie, więc siadają obok siebie. Nie ma wroga i uszy nie więdną od epitetów. Krótko mówiąc: jest przyjemnie, tak jak powinno być na meczu. Nawet krótkotrwały pokaz pirotechniki w wykonaniu Żylety pasował do sytuacji, nikomu nie zagrażał, więc powinien zostać potraktowany łagodnie, bo to jednak złamanie przepisów.
Opisuję to, co widziałem, narażając się na zarzut, że się rozczulam, a przecież sensem każdego meczu jest rywalizacja, także na trybunach. Jasne, pod warunkiem że nie towarzyszą jej agresja, bluzgi, brak szacunku dla przeciwnika i łamanie zasad fair play, czyli wszystko to, co na większości meczów ekstraklasy jest na porządku dziennym.
Takich jak ten Legii z Pogonią jest niewiele, bo, niestety, mniej jest w lidze „przyjaźni" niż „kos".
Kibice Pogoni, którzy przyjechali w sobotę rano...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta