Kontrole graniczne nie są panaceum
Z próbą zablokowania szlaków migracyjnych jest jak z balonem: naciskasz go w jednym miejscu, a on wydyma się w innym – mówi Jędrzejowi Bieleckiemu rzecznik Agencji Ochrony Granic Unii Europejskiej Frontex.
Rzeczpospolita: Kilka tygodni temu Grecja, potem Macedonia i Serbia, teraz Węgry – fala dziesiątek, o ile nie setek tysięcy imigrantów dotrze w końcu do Polski. Czy będziemy mieli na warszawskim Dworcu Centralnym takie same sceny jak na Keleti w Budapeszcie?
Nie możemy niczego wykluczyć, ale nie ma żadnych podstaw, aby twierdzić, że tak się stanie. Od początku roku do Unii Europejskiej dotarło od południa 340 tys. imigrantów, w tym 110 tys. do Włoch i 180 tys. z Turcji do Grecji. To dane na koniec sierpnia. Ale przez minione osiem miesięcy przez wschodnią granicę Unii, od Finlandii po Rumunię, przedostało się 770 uciekinierów. A przecież ile to krajów! Nie ma co porównywać. To droga o wiele trudniejsza, dłuższa, z dużą liczbą mocno strzeżonych granic. Jeśli ktoś ucieka z Syrii, Ghany czy Erytrei, nie wybierze jej, bo znacznie łatwiej mu dotrzeć do Libii, gdzie gangi przemytników działają na wielką skalę, gdyż w takim upadłym państwie nie ponoszą żadnego ryzyka.
Węgrzy budują jednak mur na granicy z Serbią. To nie skłoni imigrantów do zmiany drogi?
Całkiem prawdopodobne, że skłoni. Ale albo nastąpi to w ramach samych Węgier, albo doprowadzi do większego wykorzystania istniejących już szlaków, np. przez Chorwację do Europy Zachodniej albo bezpośrednio z Turcji do Włoch drogą morską. Nie sądzimy, aby imigranci szukali...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta