Znak rzetelności pod każdym newsem
Założenie „Rzeczpospolitej" 100 lat temu wymagało wizji, hartu ducha i przeświadczenia, że się uda. Tak jak dzisiaj, gdy stoimy w obliczu cyfrowej rewolucji w mediach – mówią Grzegorz Hajdarowicz, Tomasz Jażdżyński i Bogusław Chrabota
Wasz „pierwszy raz" z dziennikiem „Rzeczpospolita"?
Grzegorz Hajdarowicz: To były lata 90. „Rzeczpospolitą" podpatrzyłem u taty. Chciałem podciągnąć się z wiedzy ekonomicznej, jako politolog z wykształcenia, miałem bowiem tylko praktykę w strukturach podziemnych z lat 80.
Tomasz Jażdżyński: Rok 1994. Mały Rynek w Krakowie. Studenci informatyki pracujący jako analitycy giełdowi, bo stworzyli program do analizy technicznej. Oglądaliśmy notowania na telegazecie, czytaliśmy „Rzeczpospolitą" i pisaliśmy analizy.
Bogusław Chrabota: Na początku lat 90. zacząłem pracować w telewizji. Dla dziennikarza informacyjnego i publicysty „Rzeczpospolita" była jednym z dwóch – obok „Gazety Wyborczej" – najważniejszych polskich dzienników. Czytałem przede wszystkim „białe strony". Poruszane tam tematy porządkowały mi hierarchię ważności wydarzeń w Polsce i na świecie.
Wychodzi na to, że dzięki „Rzeczpospolitej" już wtedy zarabialiście pieniądze.
GH: Ja z „zielonych stron" uczyłem się ekonomii – jak działa gospodarka, jak przeprowadza się transakcje. Gdy wyjeżdżałem na urlop, sekretarka odkładała wszystkie egzemplarze na moje biurko, bym mógł je po powrocie przeczytać. A czytałem od deski do deski.
TJ: Przyznaję się, ja czytałem właściwie tylko strony ekonomiczne. Mało tego, wycinałem co ciekawsze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta