Joe Biden nie uzdrowił Stanów
Cztery lata temu prezydent obiecał, że pogodzi Amerykanów. Dziś kraj jest jeszcze bardziej spolaryzowany.
Strach towarzyszący tym wyborom jest powszechny. Trzy czwarte Amerykanów obawia się, że po zamknięciu urn dojdzie do aktów przemocy, bo jedna ze stron nie uzna werdyktu głosujących. Co piąty zwolennik Donalda Trumpa uważa wręcz, że przemoc byłaby dobrym sposobem na zdobycie przez miliardera Białego Domu (odsetek podzielających taki pogląd po stronie Kamali Harris jest trzykrotnie niższy).
W wielu stanach zmobilizowano więc policję, Gwardię Narodową i inne formacje mundurowe, aby chronić punkty wyborcze czy lokale, gdzie będą liczone głosy.
Do coraz radykalniejszego języka na finiszu kampanii uciekali się też sami kandydaci. Harris wpisała swojego oponenta do grona faszystów. Trump systematycznie nazywał ją idiotką, żałował, że mimo przegranych wyborów porzucił w styczniu 2021 r. urząd prezydencki, i otwarcie zachęcał do likwidacji rzekomo krytycznych wobec niego dziennikarzy.
Obawa przed pauperyzacją
Od objęcia władzy na początku 2021 roku Joe Biden zrobił wiele, aby wszystko to wyglądało inaczej. „Polityka nie musi być pożarem niszczącym wszystko, co napotyka na swojej drodze. Każdy spór nie musi przekształcać się w totalną wojnę” – mówił w trakcie ceremonii zaprzysiężenia 21 stycznia.
To było zaledwie kilkanaście dni po próbie siłowego przejęcia władzy przez Donalda Trumpa, który zachęcał swoich...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta