Denzel Washington jako dżentelmen w galerii postaci gangsterskiego kina
Mimo że film jest świetnie wyreżyserowany, a aktorzy grają znakomicie, to opowieść Ridleya Scotta wypada blado w porównaniu z innymi dramatami o świecie mafii
Oglądając film Ridleya Scotta, nie sposób uciec od porównań. Epicki rozmach opartej na faktach opowieści o Franku Lucasie (Denzel Washington) budzi skojarzenia z „Ojcem chrzestnym” Francisa Forda Coppoli. Czarnoskóry gangster, który w latach 70. wyrósł na narkotykowego króla nowojorskiego podziemia, opanowaniem i bezwzględnością przypomina chwilami Michaela Corleone. Za to pieczołowitość w odtwarzaniu tła epoki przywołuje atmosferę obrazów Martina Scorsese („Ulice nędzy”, „Chłopcy z ferajny”).
Słowem – w „American Gangster” wszystko jest najwyższej próby, od reżyserii zaczynając, na detalach scenograficznych kończąc. Narracja jest potoczysta, a sceny precyzyjnie rozegrane. Tyle że film Scotta pozbawiony jest siły oddziaływania wybitnych dramatów o mafii. Wydaje się pusty w środku. Dlaczego?
Lucas jest równie bezwzględny i opanowany jak Michael Corleone w trylogii „Ojciec chrzestny”
Otóż Coppola i Scorsese, odtwarzając na ekranie gangsterski półświatek, wywoływali w widzach moralny niepokój. Jego istotą był konflikt...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta